piątek, 26 grudnia 2014


Tyle przygotowań a wszystko trwa tylko chwilę. Tak się dzieje kiedy czas upływa nam miło i w dobrej atmosferze. Jak z bicza strzelił (a swoją droga co za niewegańskie powiedzenie).
Za tego posta zabieram się nieskutecznie od dwóch dni między innymi dlatego, że prześladowała mnie myśl  o "grzesznym obżarstwie", do którego się powinnam głośno przyznać zamiast zachęcać innych do jedzenia.  Cóż pora roku raczej sprzyjająca jest biesiadom i biesiadowaniu, pocieszam  się, że jeszcze pół blachy brownie i mniejsza część makowca ( ciasta piekłam z podwojonej ilości składników) i mogę się przygotowywać do noworocznych postanowień, które w tym roku będzie tylko jedno i dotyczyło jedynie ograniczenia mojej miłości do jedzenia a szczególnie jedzenia nocnego.
Póki co jedzeniem ani gotowaniem nie zaprzątam sobie myśli- dojadamy wigilijne pozostałości (dzisiaj zupa grzybowa z kaszą a potem niech każdy sobie dogadza sam).


A oto pasztet warzywno-gryczany ze słonecznikiem, który powstał z pozostałości - z warzyw użytych do bulionu, buraków z wywaru buraczanego i kaszy gryczanej. Jak znalazł na dzisiejsze śniadanie!

Kończąc temat świątecznej kolacji  zdjęcie naszego korytkowego stołu i uszek oczekujących na barszcz.


Jeszcze tylko sylwestrowo- noworoczny bigos i kończymy stary rok!

wtorek, 23 grudnia 2014

Od rana w umiarkowanym tempie coś się dzieje w kuchni.
Tofu marynuje się w zalewie z oliwy, sproszkowanych glonów nori, sosie sojowym i soku z cytryny


wieczorem zostanie obsmażone i obłożone jarzynką - czyli marchwią, selerem i cebulą w sosie pomidorowym - w tym roku z dodatkiem papryki.

Grzyby i kapusta gotują się od rana


i muszę przyznać, że aura mi sprzyja bo jest ciepło i na bierząco mogę wietrzyć te kontrowersyjne zapachy, wieczorem z kapusty i grzybów powstaną farsze (kto wie może paszteciki upiekę tez dzisiaj)


groch namoczony, zaraz go ugotuję i zrobię kapustę z grochem. Wszystko to w lodówce będzie mogło czekać do jutra.

Wieczorem, dla zmiany klimatu i aromatu gotować się będzie moczka a jeśli będę miała jeszcze ochotę to może wystartujemy z wypiekami.

poniedziałek, 22 grudnia 2014

to ruszamy z kolacyjką!

Moje tegoroczne przednoworoczne postanowienie jest proste i znaczeniowo i praktycznie.
Kiedy dom został posprzątany (nie wiem skąd u mnie taki nagły przypływ werwy ale to chyba wynik nastawienia, kiedy  partiami, bez nadwyrężania jakiegokolwiek członka ciała bądź rodziny się po prostu stało) dzisiaj wieczorem ogłaszam rozpoczęcie kuchennych przygotowań do kolacji wigilijnej. Właśnie- bez żadnych szaleństw! Zakupy zorganizowane i dostarczone- pod dostatkiem wszelkich dóbr "zimowych", całkiem tradycyjnych- orzechów, suszonych owoców (jabłek, gruszek, śliwek, rodzynek, fig), suszonych grzybów, kiszonej kapusty, grochu i warzyw bulwiastych (seler, buraki, marchew, cebule) a barszcz też już zakiszony i zlany bezpiecznie do butelek trzymanych w lodówce.


Więc zalewamy grzyby świeżą wodą ( kto wie, często pewno z robakiem... ) i możemy spokojnie pójść spać.

W ciągu kolejnych dwóch dni będziemy przygotowywać :
- groch z kapustą
- pierogi z  grzybami i kapustą
- czystą zupę grzybową
- barszcz
- moczkę*
- kompot z suszek
- tofu w glonach  a część w wersji po grecku

Pieczemy
- drożdżowe paszteciki z farszem grzybowo- kapuścianym ( a jakże)
-  wegańskie migdałowe brownie zgapione stąd
- makowiec stąd, bez pieczenia.

Dobrej nocy i twórczego jutra, że tak to ujmę. 




czwartek, 11 grudnia 2014

gulasz na zimę!

Zdarzyło się ostatnio tak, że sama się zaskoczyłam kiedy przeanalizowałam pochodzenie dania, które konsumowaliśmy w zeszłym tygodniu. Skomplikowane również okazało się ustalenie  skąd dokładnie pochodzi a co z tym związane - od czyjego imienia potrawa nazywa się akurat tak a nie inaczej.
Najważniejsze, że jest to na pewno rodzaj węgierskiego gulaszu. Tak jak kiedyś monarchia Austro-Węgierska rozciągała się na połowę Europy tak ten gulasz po dziś dzień jest znany w podobnym zasięgu. Znany pod zbieżną nazwą, która sławi  miasto (Szeged) lub nazwisko mieszkańca pochodzącego z owego miasta ( budapesztański bibliotekarz Székely) , który mógł się przyczynić do powstania potrawy.
Zwany także gulaszem transylwańskim został nam objawiony po raz pierwszy w Czechach, przyrządzony na wegetariański sposób przez naszego przyjaciela podczas zimowego wieczora. Spotkał się z wielkim uznaniem i pokłonem dla gotującego. Tak właśnie przypomniał mi się ostatnio i myślałam o nim intensywnie przez kilka dni, póki go nie ugotowałam, tym razem jako wegańską inspirację gulaszem segedyńskim ( zorientowałam się nawet, że większość kucharskich celebrytów w macierzy ma na koncie segedyniak w tradycyjnej odsłonie).
Wyszedł nam bardzo dobry, tak bardzo dobry, że dzielę się nim tutaj mając świadomość, że choć różni się od swego oryginału to  idea została podtrzymana.
 Székelygulyás, segedinský guláš, segedyniak, szegediner czy gulasz seklerski przyrządzamy następująco:


przygotowujemy następujące składniki:
kiszoną kapustę (600gr, u nas z marchwią)
słodką kapustę( 250gr)
3 średnie cebule
dwie słodkie papryki
kostki sojowe przygotowane w bulionie i herbacie lapsang
3 ząbki czosnku
słonecznik ( moczymy sporą garść tak żeby przykryła go woda)
suszona ostra papryka, kminek, sól i pieprz.





Na rozgrzanym tłuszczu podsmażamy i dusimy cebulę, dosypujemy łyżeczkę kminku,



dodajemy posiekana słodką kapustę


następnie pokrojoną paprykę i czosnek


mieszamy i dusimy aż papryka zmięknie


dodajemy ostrej papryki, dusimy

  przygotowaną kostkę sojową ( namoczoną w bulionie warzywnym) oraz podgotowaną wcześniej kiszoną kapustę , całość dusimy aż kapusta będzie całkowicie miękka


doprawiamy całość i na samym końcu dodajemy śmietanę słonecznikową (blendujemy namoczony wcześniej słonecznik)


Ponieważ o knedlach (żeby było tak smacznie jak po czesku) mogliśmy zamarzyć zjedliśmy nasz wyjątkowy gulasz z ziemniakami.
Smacznego!

niedziela, 23 listopada 2014

korzeniowe surówki

Wszystkie dzieci lubią frytki, a wiele mam wie, że są bardzo niezdrowe, ja także więc prośba o frytki kończy się często pieczonymi ziemniakami z piekarnika. A dla matczynego spokoju muszę się starać żeby owe ziemniaki stawały się w miarę wartościowym posiłkiem. Najprościej jest wyczarować surówki, teraz jesienna porą z warzyw korzeniowych. Lubimy i się podzielimy!

Jeśli ktoś się jeszcze zastanawia dlaczego warzywa korzeniowe to przypomnę tylko, że to idealne warzywa zimowe, zdolne do zimowania pod śniegiem czy łatwe do przechowywania w piwnicy. I są oczywiście lokalne.  O selerach czy burakach pisałam już wcześniej więc przechodzimy do szczegółów.

Ziemniaki kroimy w ćwiartki, podgotowujemy, wykładamy na natłuszczoną blachę i pieczemy w piekarniku (zajmuje to od 30 do 50 minut w zależności od wielkości). Tym razem były to roostery więc w piekarniku znalazły się w skórach (dobrze umyte rzecz jasna). Kiedy ziemniaki są w piekarniku mamy wystarczająco dużo czasu na przygotowanie surówek.


Ponieważ lubimy to nasze ziemniaki posypane były kminkiem a oprócz surówek kiszony samphire (o wiele lepszy teraz niż  w czasie pierwszych prób niedługo po zakiszeniu).


Surówka  seler z orzechami i nasionami :
- średni lub pól wielkiego selera- obieramy i trzemy lub szatkujemy w inny sposób
- garść orzechów włoskich (zmielone)
- garść pestek dyni (zmielone, krótko blenduję na wolnych obrotach żeby nie pozbawiać nikogo całkowicie przyjemności gryzienia)
- łyżeczka soku z cytryny
- łyżeczka oliwy
- sól i pieprz do smaku
Wszystko razem mieszamy , doprawiamy i podajemy.

Surówka z buraka , jeszcze prostsza niż powyższa
- 2 lub 3 buraki ( niewielkie) obieramy i trzemy/szatkujemy
- 1 jabłko , wykrawamy gniazdo nasienne i ścieramy do buraka
- doprawiamy do smaku ( sól, pieprz i ewentualnie odrobina soku cytrynowego).

Szalenie proste, szalenie smaczne!



jarmuż na rozgrzewkę

Jarmużu jemy dosyć sporo, najczęściej w kombinacjach jakie już tutaj zdradzałam. Szczęśliwie chłodniejsze wieczory mają wpływ na kuchenne inspiracje.

Drobno posiekany jarmuż i pokrojone w paseczki (opcjonalnie) buraki dusimy razem


doprawiamy duszące się warzywa (sól, pieprz, sos sojowy, ostra papryka)


 oraz dodajemy (ilość zależna od upodobań) pokrojony czosnek i imbir, całość dusimy kolejne 10 minut.

Jarmuż wyszedł bardzo pikantny (a na zdjęciu niewidoczny- to te przykryte z wszech stron brązowe paski) ale w masywnym towarzystwie - surówki z marchwi, buraka i cukinii,  surowych buraków, sałatki jarzynowej (bez majonezu), mieszanki zielonych liści idealnie się zbalansował i rozgrzewał.


A na koniec jesienny widok sprzed korytkowej bazy, wszak dawno nic nie prezentowałam.


Jesień jest wyjątkowo ciepła i przyjazna dla mieszkańców podniebnej krainy, takie było lato, teraz pozostaje w spokoju oczekiwać zimy, która według jednych będzie łagodna a według innych sypnie śniegiem i przymrozi solidnie co bywa tutaj rzadkością. Ja poproszę o śnieżny tydzień lub dwa  ze względu na najmniejszych korytkowiczów a potem zima niech będzie łagodna!

nosz kurka...

Ptaszki śpiewają , że można rozpoczynać pisanie w zimowy deseń. Zacznę od naszej tegorocznej obsesji. Wspominałam, że ulegliśmy całkowitemu oczarowaniu kurkami (kto wie , może i dlatego taka jesienna cisza była tutaj bo ile razy można pisać o tym, że znowu kurki w kolejnej modyfikacji).
Byłam już spokojna, że niedługo zaczniemy tęsknić a tymczasem rzuciliśmy się na brokuły i spółkę.
Aż tu nagle...


pojawiły się  kurki zimowe- winter chantarelle! Jak się okazuje powszechnie występujące w Polsce (jak i podniebnej krainie).  Z wyglądu niepozorne, o odmiennej barwie


z drobniejszymi nóżkami, a dla mnie tak zaskakujące (dobra, po pierwsze pomyślałam, że jakieś takie mizerne), że pewno w lesie nawet bym się nimi nie zainteresowała. Zimowe kurki to inaczej pieprznik trąbkowy. Porównywalne do kurki złocistej (choć tutaj zdania między korytkowiczami są podzielone), mają bardziej specyficzny zapach (ziemisto- stęchły) co doprowadziło niektórych (a ostatnio korytkowiczów jest więcej) do niepokoju przed oraz w czasie spożywania.
Na skutkiem niepewności po raz pierwszy był sos ze zblendowanych kurek





Dla mnie sos był równie pyszny jak z pozostałych kurek.  Wiem , że  tak nie wygląda na zdjęciu. Grzyby na pewno zasługiwały na wykwintniejsze podanie. Co, rzecz jasna je spotkało.


Kurki wrzucamy na rozgrzany tłuszcz do szybkiego podsmażenia(1-2 minuty)


dodajemy  groszku z puszki, pieprzymy i solimy  lekko


następnie wrzucamy posiekaną natkę pietruszki ( dość sporo)



oraz pomidorki koktailowe.

Całość dusimy i doprawiamy pod koniec (sos sojowy, pieprz)






Całość podana z wielką ilością zielonych liści ( rukola, szpinak i rukiew wodna). Cudo na talerzu!

Zimowe kurki możemy zbierać do pierwszych przymrozków, polecam!



wtorek, 28 października 2014

cukinie

Nie wiem czy się wcześniej przyznawałam ale do cukinii mam stosunek ambiwalentny. Może nawet miałam bo ostatnio rozsmakowałm się na tyle, że zdarza mi się upewniać czy  w lodówce jest dyżurna cukinia.

Pierwsza zachwycająca mnie wersja powstała na grillu.
Pierwszym krokiem jest oczywiście przygotowanie cukinii,


którą myjemy , kroimy wzdłuż na dwie części, łyżką wybieramy gniazdo nasienne i układamy na blasze

nakładamy przygotowany farsz

 

czyli posiekany szpinak, z natką pietruszki, czosnkiem, winogronami oraz  suszonymi pomidorkami





nie żałujemy również miejsca dla wyśmienitych w wersji grilowanej marchwi i papryki

  

W towarzystwie ryżu z sosem z  duszonych z porem buraków.




Zamiast winogron i pomidorków spróbowałabym jeszcze chętnie wariacji z żurawiną albo galaretką z czarnej porzeczki...

Kolejne proste objawienie cukiniowe dokonało się kiedy rozmyślając jaki to surowy dodatek do obiadu wymyślić, skojarzyłam leżącą na kuchennym blacie  cukinię z przepisem jakie widziałam na surowe spagetti z cukinii (jak na przykład ten tutaj tutaj ) i 




mamy prostą i szalenie smaczną surówkę.
Do wykonania potrzebujemy obieraczki julienne, jednej sporej albo dwóch mniejszych marchwi, cukinii, które to myjemy i kroimy wspomnianą wyżej obieraczką w paseczki,  zalewamy marynatą z czosnku (1-2 ząbki),  soku z połowy cytryny, oliwy (50ml), sosu sojowego i pieprzu.


Z pieczonymi ziemniakami, selerem, kostką sojową duszoną z cebulą i sosem tzatziki ( czyli 5 łyżek jogurtu sojowego z łyżką bezjajonezu, starty zielony ogórek, świeża mięta, sól i pieprz). Poezja!




Któregoś dnia pojawiła się wariacja z liśćmi brokuła. Wielkimi liśćmi , jak rabarbarowe. Na naszej wyspie wiele roślin rośnie (wegetuje) inaczej więc nie dziwi mnie brokuł liściasty tak samo jak kiedyś kwitnący bezlistnie szpinak na mojej własnej grządce...




Liście brokuła są na tyle smaczne, że oprócz wykorzystania na surowo udusiłam część z grzybami shitake. Powstał pyszny sos, który zjedliśmy z kaszą gryczaną.
Ale to o cukinii miało być...




sobota, 18 października 2014

resztkowce

Jako, że zaległości narobiło mi się sporo mogę teraz prezentować serię tematycznie.
W tej odsłonie zajmę się nadawaniem drugiego sensu gotowym produktom, pozostałym z dnia poprzedniego, które można ciekawie wykorzystać po raz kolejny. Czyli  przygody z resztkami.

Powiedzmy, że mamy w lodówce ugotowaną kaszę gryczaną i chwilkę, którą można spędzić w kuchni


 na 6 porcji starczyły dwie szklanki kaszy, dogotowałam tyle samo kaszy jaglanej,



podsmażamy pomidory z cebulą, które zalewamy  sporą ilością wody a kiedy ta się zagotuje dorzucamy co widać poniżej






czyli czerwoną soczewicę, cząber, kurkumę, lubczyk, czarnuszkę i sól, mieszamy wszystko dokładnie i od tej chwili sos gotuje nam się sam jeśli zostawimy go na minimalnym ogniu, pod przykryciem, bez mieszania. Jest gotowy kiedy soczewica jest całkiem miękka i rozpada się.

Kasze przekładamy do większej miski, w której będziemy je mieszać





jak widać udało mi się uchwycić moment intensywnego parowania, na powtórki nie było czasu,



Zmieszane kasze doprawiłam zblendowanym szpinakiem z oliwą, wymieszałam i rozprowadziłam na natłuszczonej blasze


Na górę wylewamy sos soczewicowy sowicie  sypiąc ziarnami



zapiekamy w piekarniku do zarumienienia ( nasionek jak i sosu)


Zapiekanka zjedzona z kiszoną czerwoną kapustą i z buraczkami ćwikłowymi.

Załóżmy teraz, że znajdujemy w naszej lodówce dość sporo ugotowanej kaszy jaglanej i nie mamy wiele czasu na przygotowanie posiłku. Rozkładamy kaszę na natłuszczonej blasze


Kaszę polewamy oliwą z pietruszką natką, roztartym czosnkiem, sokiem z cytryny (doprawione solą i pieprzem)


dodałam oliwki i rzodkiewkę- ale tutaj fantazja  może być nieograniczona, tak przygotowana kasza zapiekała się około 30 minut w piekarniku (do  zarumienienia)






Jako dodatek parowane brokuły i brązowa soczewica.

Największe wyzwanie stanowią resztki pozostałe po wyciskaniu soku. Zwykle najwięcej jest marchewki. Można  ją wykorzystać do kotlecików a można zrobić kolejną pulpetową wariację- oczywiście z jaglanką.
Marchew dusimy z cebulą, czosnkiem i przyprawami, na cztery części warzyw dodajemy 1-2 części ugotowanej jaglanki i sporo nasion -słonecznik oraz dynia, siemię, sezam ( tak aby masa była zwarta i nie rozpadała się)


masa powinna chwilę odstać ( nasionka absorbują ciecz i całość staje się bardziej zwięzła, w razie potrzeby masę można podsypać mąką), następnie formujemy kulki, które gotujemy do wypłynięcia


Oto i gotowy pulpecik w przekroju


pulpety można wykładać do ostygnięcia lub przełożyć do sosu , z którym będą podane





W korytku pulpety spotkały się z grochem i kalafiorami





oraz z sosem pieczarkowym.

Niestety nie mam żadnego zdjęcia ostatnich kotlecików powstałych z farszu do "ruskich" (ziemniaki, tofu, cebula) i kaszy gryczanej. Pieczone w piekarniku, zaserwowane z sosem z czerwonej soczewicy i zasmażoną kiszoną kapustą były wyśmienite- musicie mi uwierzyć na słowo!